Pod sztandary nowego związku tłumnie garnęły się różne środowiska, robotnicy, intelektualiści, przedstawiciele Kościoła i lewicy laickiej, młodzież i weterani walk niepodległościowych. Ten zawsze jednak stał na gruncie wartości chrześcijańskich, zarówno w sensie formalnym i w ramach swojego statutu, jak i duchowym. Solidarność była rewolucją moralną, związkiem zawodowym, ruchem kulturowym i politycznym. Instytut Dziedzictwa Solidarności będzie o tym fenomenie opowiadał całemu światu.
Mamy powołany do życia przez NSZZ „Solidarność” we współpracy z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego Instytut Dziedzictwa Solidarności. Uroczystość odbyła się z udziałem premiera Mateusza Morawieckiego w Sali BHP w Stoczni Gdańskiej, w trakcie obchodów 39. rocznicy strajków i powstania NSZZ „Solidarność”.
Kontrowersje ECS
Instytut będzie pokazywał historię, nie gumkując z tej historii nikogo: ani Lecha Wałęsy, ani Anny Walentynowicz. Bo to jest historia i historię trzeba przedstawiać taką, jaka ona jest. Cieszymy się, że po wielkich negocjacjach z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego będziemy mogli dzisiaj podpisać powołanie tego Instytutu – mówił o powstaniu Instytutu przewodniczący Solidarności Piotr Duda. Lider Solidarności dodał, że związek w Europejskim Centrum Solidarności był traktowany jak „kwiatek do kożucha”. Powodów odejścia było kilka. W ECS postać Anny Walentynowicz nie była według działaczy wystarczająco wyeksponowana, nie było woli powołania działu Anny Solidarność. Pojawiły się również kwestie ideologiczne. W rocznicę śmierci Jana Pawła II w ECS zorganizowano debatę na temat LGBT pod frywolnym tytułem „Jeden partner/ka przez całe życie, czy co tydzień jeden/jedna?”. Centrum jest również zaangażowane w bieżącą politykę. W tym roku ECS odznaczyło Fransa Timmermansa Medalem Wdzięczności. Po tym wydarzeniu Prezydium Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” podjęło decyzję o odebraniu logotypu Solidarności z medalu ECS. Medal miał być przyznawany osobom, które zasłużyły się w latach 80. w działalności opozycyjnej, później miasto Gdańsk poszerzyło tę formułę. Z kolei dwa lata temu podczas obchodów Sierpnia ’80 działacze KOD protestowali i krzyczeli z okien budynku ECS. Były w końcu kwestie formalne, przedstawiciele Solidarności nie byli dopuszczani do gremiów decyzyjnych ECS. Andrzej i Joanna Gwiazdowie, Krzysztof Wyszkowski i inni historyczni działacze Solidarności w Stoczni Gdańskiej wyrażali coraz większą dezaprobatę wobec ECS zarządzanego przez gdański ratusz. Kontrowersje budziły też sposób przedstawiania historii Związku i bieżące działania ECS. Według wypowiedzi ministra kultury prof. Piotra Glińskiego ze stycznia tego roku ta działalność „nie może być pozytywna”. Przede wszystkim dlatego, że tam prowadzona jest działalność partyjno-polityczna, co jest niezgodne ze statutem tej instytucji – tłumaczył wicepremier Gliński.
Solidarność idzie w świat
Dlatego NSZZ „Solidarność” jako spadkobierca tej wielkiej spuścizny Solidarności, w poczuciu odpowiedzialności postanowił powołać Instytut. Wśród celów Instytutu zapisane jest m.in. upamiętnianie i promowanie w kraju i za granicą dziedzictwa historycznego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”, upamiętnianie postaw i aktywności przedstawicieli Kościoła katolickiego względem NSZZ „Solidarność” i opozycji demokratycznej oraz edukacja i wychowanie młodego pokolenia Polaków w duchu wartości i tradycji ruchu Solidarność. Pełniącym obowiązki dyrektorem Instytutu został historyk z Gdańska Mateusz Smolana. W Radzie Instytutu zasiedli m.in. prof. Sławomir Cenckiewicz; prof. Barbara Fedyszak-Radziejowska; dziennikarze – Andrzej Gelberg, Michał Karnowski i Piotr Semka; proboszcz parafii św. Brygidy w Gdańsku ks. Ludwik Kowalski oraz legendarni działacze Sierpnia ’80 – Andrzej Gwiazda i Andrzej Kołodziej oraz bratanica błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki Barbara Popiełuszko-Matyszczyk. Podczas uroczystości powoływania do życia Instytutu wiceminister MKiDN Jarosław Sellin wskazał, że „Dziedzictwo narodowe to pamięć o najważniejszych wydarzeniach w naszych dziejach. Obowiązkiem państwa polskiego jest przypominanie dziedzictwa Solidarności, bo to jest bardzo ważna część naszego narodowego dziedzictwa”. Faktycznie jesteśmy światu winni, by poznał fenomen i dziedzictwo Solidarności, ponieważ to, co zaczęło się bardzo prozaicznie – stoczniowcy gdańscy zgłosili trzy postulaty dotyczące podwyżki płac, przywrócenia do pracy Lecha Wałęsy i Anny Walentynowicz oraz budowy pomnika poległych w Grudniu ’70 – stało się polską marką w świecie i zmieniło losy świata.
Wałęsa, Walentynowicz i MKS
Gdy władza PRL zgodziła się na te żądania, Wałęsa w imieniu Komitetu Strajkowego ogłosił zakończenie protestu. I właśnie wtedy grupa robotników stoczni upomniała się o inne protestujące zakłady, które poparły wcześniej stocznię. Tak zaczęła się Solidarność. 17 sierpnia powstał Międzyzakładowy Komitet Strajkowy i lawina ruszyła. MKS opracował legendarną listę 21 postulatów, wśród nich legalizację „niezależnych od partii i pracodawców wolnych związków zawodowych”. Komuniści powiedzieli „tak”. W ten sposób bez żadnych planów, projektów, studiów i analiz powstał ruch, który zmienił losy Polski, Europy Środkowo-Wschodniej i świata. Od sierpnia 1980 roku do 13 grudnia 1981 roku do Solidarności przystąpiło ponad 10 mln ludzi. Pod sztandary nowego związku tłumnie garnęli się robotnicy, intelektualiści, przedstawiciele kleru i lewicy laickiej, młodzież i weterani walk niepodległościowych, środowiska artystyczne i dziennikarskie, rolnicy i studenci. Ludzie z ideologicznych antypodów nagle znajdowali tu wspólny język i odkrywali nowe sieci powiązań, które poza Solidarnością byłyby niemożliwe. Ciekawe spostrzeżenie na temat wewnętrznego pluralizmu w Solidarności proponuje Michał Łuczewski z Uniwersytetu Warszawskiego, mówiąc o „Solidarności między światopoglądami”. Badacze społeczni za granicą i w Polsce, ba… nawet ci, którzy sami w niej uczestniczyli, łamali sobie głowy, jak to zjawisko nazwać, gdzie zaszeregować, jak tłumaczyć zachodnim kolegom i dziennikarzom, czym jest ten cud, który dokonuje się w Polsce?
Wiele nurtów, jedna „S”
Solidarność była przede wszystkim ruchem związkowym i tak pozostało do dzisiaj. Ale była także ruchem narodowym, religijnym, niepodległościowym, kulturowym, była opozycją demokratyczną, ruchem obrony praw człowieka, organizacją samopomocy i wsparcia. Solidarność była w końcu wspólnotą etyczną i rewolucją moralną. Na to wszystko nakładał się jeszcze pełen temperamentu polski mesjanizm. Przez fakt, że ruch był tak różnorodny, każdy mógł się w nim odnaleźć i wejść do niego ze swoją tożsamością. „Tygodnik Solidarność” pisze w numerze 29 z 16 października 1981 roku, iż na I Krajowym Zjeździe Delegatów pada stwierdzenie, że „Solidarność zespala w sobie wiele nurtów społecznych, łączy ludzi o różnych światopoglądach i różnych przekonaniach politycznych i religijnych, niezależnie od narodowości. Złączył nas protest przeciw niesprawiedliwości”. Zachodni intelektualiści mieli ogromny problem ze zdefiniowaniem tego, co się dzieje w Polsce. Solidarność wymykała się ze wszystkich dotychczasowych definicji i doktryn politycznych. Ona te wszystkie „izmy” po prostu przerastała, bo jak traktować związek zawodowy domagający się wolnych sobót i przywrócenia do pracy zwolnionych kolegów, kiedy ten sam związek jako ruch etyczny domaga się odnowy moralnej całego narodu? Elementy socjalne doskonale współgrały tu z katolicką nauką społeczną, pluralizm polityczny wiązał się z konserwatyzmem obyczajowym.
„Polska rewolucja”
Timothy Garton Ash zaproponował w końcu, by przestać redukować Solidarność do znanych ujęć. „Kwestia ideologicznych ukierunkowań Solidarności była trudnym i rozpaczliwym problemem dla zachodnich ideologów wszelkiej maści! […] to, co zdarzyło się w Polsce, nie mieści się w żadnej z owych gotowych zachodnich formuł. Zamiast manipulować polską rewolucją, aż dostosuje się do naszych kategorii, powinniśmy dostosować nasze kategorie do polskiej rewolucji” – pisał w „Polska rewolucja. Solidarność 1980–1982”. Fenomen Solidarności polegał też na tym, że nie była ona przeciwległym członem opozycji w stosunku do władz PRL. Nie da się jej wtłoczyć do lewicy, prawicy, liberalizmu i konserwatyzmu. Ona była czymś znacznie więcej. Według dr. Pawła Rojka z Papieskiego Uniwersytetu Jana Pawła II w Krakowie, Solidarność „łączyła różne klasy i grupy społeczne, tradycje ideowe i kody symboliczne. W tym sensie można powiedzieć, że Solidarność zastępowała uniwersalne państwo, którym nie była partykularna PRL”. Historyk prof. Henryk Głębocki opisuje Solidarność jako naród zorganizowany w związek zawodowy, który zastąpił zawłaszczone państwo. Solidarność nie była tylko członem opozycji przeciwległym w stosunku do władz PRL. Ona wykraczała poza te kategorie. Była to wspólnota zupełnie nowego typu i to nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Niektórzy historycy twierdzili nawet, że Solidarność nie ogranicza się tylko do pokolenia, które żyje teraz i ją aktualnie tworzy, ale ruch ten jest solidarnością z przeszłymi pokoleniami, bohaterami narodowymi, kodami kulturowymi, polskimi tradycjami intelektualnymi. Pewnie dlatego z taką siłą w czasie karnawału Solidarności odżyły największe mity narodowe. Każdy czuł się ich dziedzicem, każdy do nich wracał, a wielu członków „S” traktowało te tradycje mesjanistyczne, pozytywistyczne, insurekcyjne, republikańskie i niepodległościowe jako dług moralny wobec przeszłych pokoleń, który trzeba realizować w obecnych warunkach. I na ile mogli, te tradycje realizowali. Tak powstał „Tygodnik Solidarność”, z chęci samoorganizacji, odkłamywania rzeczywistości, kształcenia postaw obywatelskich, pluralizmu medialnego.
Obywatelska wspólnota
„Czas wielkiej Solidarności to moment odkrycia – i jest to wspomnienie w Polsce powszechne – prawdy, że godność jednostki zdobywa się wspólnie z innymi, którzy razem poprzez wspólną walkę, wspólne obywatelskie życie odkrywają ja w sobie i we współobywatelach. To odkrycie stanowi moment fundujący wspólnotę polityczną w inny sposób niż konstrukcja umowy społecznej. Jego siła bierze się stąd, iż umowa musi być poprzedzona kalkulacją zysków i strat; więź spajająca autentyczną wspólnotę polityczną rodzi się z dojmującego poczucia braterstwa, jakie spaja ludzi, którzy podejmują zobowiązania życia razem w obywatelskiej wspólnocie. Więź owa jest pierwotna w stosunku do wszystkich ideologii czy instytucji, które zrodziły się w nowoczesnej polityce” – twierdzi Dariusz Gawin w „Solidarność – mit, który przemija czy fundament polskiej polityczności” w „Polska Solidarności. Kontrowersje, oblicza, interpretacje”. Niemała część badaczy ruchu, w tym dr Dariusz Karłowicz i prof. Zbigniew Stwarowski, traktują Solidarność jako ruch kościelny czy wręcz wspólnotę eklezjalną. Zżymał się na to zresztą Sergiusz Kowalski, który w „Krytyce solidarnościowego rozumu” pisze, że ideologię i swoiste credo Solidarności bardziej kształtowały nurty katolickie, niepodległościowe i narodowe niż lewica laicka.
Zawsze z Kościołem
Nie mogło być inaczej. Solidarność od samego początku miała potężne wsparcie ze strony ludzi Kościoła. Kardynał Stefan Wyszyński, sam będąc działaczem związkowym przed wojną, odbywał dziesiątki spotkań z członkami Solidarności, pytał ich o sprawy związkowe, doradzał, jak kształtować prawo pracy. W czasie karnawału Solidarności fabryki, huty, stocznie, zakłady pracy stawały się miejscem zbiorowych mszy świętych. Zakłady miały swoich kapelanów, robotnicy organizowali pielgrzymki, peregrynacje obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. W końcu sam Jan Paweł II nie bez powodu nazywany był papieżem Solidarności. „Szczególny charakter solidarnościowej wspólnoty polegał przede wszystkim na tym, że została ona zbudowana na wartościach najwyższych, na wartościach absolutnych. Trzeba to powiedzieć bardzo wyraźnie: najgłębszy sens doświadczenia pierwszej Solidarności odsłoni się przed nami dopiero wtedy, gdy zrozumiemy je jako doświadczenie więzi i wspólnoty tak głębokiej i tak intensywnie przeżywanej, że trzeba ją nazwać po prostu więzią religijną” – pisze prof. Zbigniew Stwarowski w zbiorze esejów „Solidarność znaczy więź”. Bożej interwencji w powstawaniu Solidarności dopatrywał się Jan Paweł II, który podobnie jak miliony ludzi uczył się tego dzieła i jego wielkości w kolejnych latach jego rozwoju. Prof. Tworowski twierdzi, że polski papież od sierpnia 1980 roku aż do końca pontyfikatu stawiał Solidarność jako kluczową kategorię w kwestiach społecznych i międzynarodowych.
Papież Solidarności
W encyklice „Sollicitudo rei socialis” (Troska społeczna) ogłoszonej 30 grudnia 1987 roku Jan Paweł II pisał, że solidarność jest drogą do pokoju, a zarazem do rozwoju. Świadomość współzależności między ludźmi i narodami musi prowadzić do czynnej współpracy, ponieważ „współpraca jest aktem właściwym solidarności między jednostkami i narodami”. „Chodzi nade wszystko o fakt współzależności pojmowanej jako system determinujący stosunki w świecie współczesnym, w jego komponentach: gospodarczej, kulturowej, politycznej oraz religijnej współzależności przyjętej jako kategoria moralna. Na tak rozumianą współzależność właściwą odpowiedzią – jako postawa moralna i społeczna, jako »cnota« – jest solidarność. Nie jest więc ona tylko nieokreślonym współczuciem czy powierzchownym rozrzewnieniem wobec zła dotykającego wielu osób, bliskich czy dalekich. Przeciwnie, jest to mocna i trwała wola angażowania się na rzecz dobra wspólnego, czyli dobra wszystkich i każdego, wszyscy bowiem jesteśmy naprawdę odpowiedzialni za wszystkich” – czytamy w „Sollecitando rei socialis”. W roku jubileuszowym na dwutysiąclecie chrześcijaństwa Jan Paweł II, zwracając się w przemówieniu do ludzi pracy w Rzymie, mówił 1 maja, że potrzebna jest dzisiaj globalizacja solidarności. – Solidarność zyskała tak ogromny rozgłos na świecie, poparcie najważniejszych przywódców wolnego świata w tamtym czasie i autorytetów religijnych dlatego, że była ruchem pokojowym, była rewolucją moralną i pokojową. To, że w kraju o takiej tradycji insurekcyjnej, powstańczej, zrywów narodowych pojawia się nagle ruch łączący miliony ludzi i stosuje zasadę „non violence”, czyli bez przemocy, jest dla mnie jedną z największych zagadek historii. Solidarność jest najlepszym polskim towarem eksportowym, ewenementem na skalę światową. Czesi mają Škodę, Finowie Nokię, Holendrzy Phillipsa, my niestety nie mamy rozpoznawalnej marki w świecie. Ale stworzyliśmy dla świata Solidarność. Nawet to polskie słowo do języków obcych weszło obok angielskiego „solidarity”, niemieckiego „solidarität”. Mówię tutaj o tym fenomenie z lat 1980 i 1981. Powiedzenie w tamtym czasie „Jestem z Solidarności” znaczyło jestem porządnym, przyzwoitym człowiekiem. Fenomen polegał na tym, że robotnicy strajkowali, bo nauczycielom czy lekarzom było źle, ale nie mogli strajkować, ponieważ nie wolno im było wyjść z klasy czy odejść od łóżek pacjentów. Solidarność słusznie odkryła, że strajk kopalń, hut, innych zakładów pracy jest dla komunistów szalenie ważny, dlaczego? Bo to była ciągle gospodarka na styk, gdzie tydzień niepracowania stanowił poważne zagrożenie np. na rynku motoryzacyjnym – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem Solidarność” prof. Jerzy Eisler z Uniwersytetu Warszawskiego.
Solidarność wciąż budzi w świecie fascynację, ciekawość i zdziwienie. Instytut Dziedzictwa Solidarności właśnie rozpoczyna trudną drogę przybliżania mieszkańcom rożnych państw na całym globie tego najlepszego polskiego towaru eksportowego.
Autor: Jakub Pacan
Źródło: Tygodnik Solidarność