17 marca 1921 roku uchwalono pierwszą po rozbiorach ustawę zasadniczą, znaną jako Konstytucja marcowa.

 

W Imię Boga Wszechmogącego!
My, Naród Polski, dziękując Opatrzności za wyzwolenie nas z półtorawiekowej niewoli, wspominając z wdzięcznością męstwo i wytrwałość ofiarnej walki pokoleń, które najlepsze wysiłki swoje sprawie niepodległości bez przerwy poświęcały, nawiązując do świetnej tradycji wiekopomnej Konstytucji 3-go Maja – dobro całej, zjednoczonej i niepodległej Matki-Ojczyzny mając na oku, a pragnąc Jej byt niepodległy, potęgę i bezpieczeństwo oraz ład społeczny utwierdzić na wiekuistych zasadach prawa i wolności, pragnąc zarazem zapewnić rozwój wszystkich Jej sił moralnych i materialnych dla dobra całej odradzającej się ludzkości, wszystkim obywatelom Rzeczypospolitej równość, a pracy poszanowanie, należne prawa i szczególną opiekę Państwa zabezpieczyć – tę oto Ustawę Konstytucyjną na Sejmie Ustawodawczym Rzeczypospolitej Polskiej uchwalamy i stanowimy.

To preambuła dokumentu, który 17 marca 1921 roku stał się podstawą istnienia odrodzonej Rzeczpospolitej Polskiej. Konstytucja marcowa wprowadzała zasady demokratyczne, które dziś są dla nas oczywiste, ale takie nie były w początkach XX wieku. Ustawa zakładała między innymi funkcjonowanie państwa jako demokracji parlamentarnej z wyborami powszechnymi, równymi, tajnymi, wolnymi i proporcjonalnymi. Co ważne, Polska była jednym z pierwszych krajów, które prawa wyborcze dały kobietom i to bez żadnych zastrzeżeń. Oznaczało to, że każdy obywatel, bez względu na płeć, status społeczny i wykształcenie miał wpływ na kształt kraju. Wprowadzono trójpodział władzy. Parlament obejmował sejm i senat, powołano trybunały sądowe z dożywotnio powołanymi sędziami. Kontrolę władzy centralnej miała sprawować Najwyższa Izba Kontroli.
Niestety, to, co uważano za siłę Konstytucji marcowej, stało się jej największą wadą. Zbyt duże rozdrobnienie polityczne miało swoje odzwierciedlenie także w parlamencie. Żadne z ugrupowań nie było w stanie stworzyć stabilnego rządu. W Polsce zapanował chaos, a naród zmęczony był wiecznymi kłótniami. W sytuacji olbrzymiego kryzysu gospodarczego i załamania się gospodarki połączonej z hiperinflacją, brak spójnej polityki partyjnej i walka o stołki powoli przelewały czarę goryczy. Wśród najbardziej rozgoryczonych znalazł się Józef Piłsudski, który usunął się w cień na początku lat 20. Marszałek znany był z ciętego i niewybrednego języka. O nowej konstytucji mawiał „Ja tego, proszę pana, nie nazywam Konstytucją, ja to nazywam konstytutą. Wymyśliłem to słowo, bo ono najbliższe jest prostituty. Pierdel, serdel, burdel”. Ostatecznie sytuacja w kraju doprowadziła do wybuchu wojny domowej, zwanej dziś przewrotem majowym.  Był to też powolny koniec Konstytucji marcowej. Jeszcze w sierpniu 1926 roku pod presją Piłsudskiego uchwalono nowelę nadającą prezydentowi Rzeczpospolitej dodatkowe uprawnienia, w tym wydawanie dekretów z mocą ustawy. Dziś postawa Piłsudskiego i przewrót z 1926 roku są różnie oceniane, jednak starego porządku – poza socjalistami  – właściwie nikt już prawie w społeczeństwie nie bronił. Ludzie zmęczeni chaosem w większości cieszyli się ze wzmocnienia władzy wykonawczej. Formalnie jeszcze kilka lat Konstytucja z 1921 roku obowiązywała. Na kilka tygodni przed śmiercią marszałka Piłsudskiego, w kwietniu 1935 roku, weszła w życie nowa Konstytucja. Dawała ona nadrzędną rolę w państwie prezydentowi Rzeczpospolitej. Dzięki niej już kilka lat później można było zapewnić ciągłość władzy państwowej niepodległej Polski przez wszystkie zawieruchy XX wieku. Święta i niepodległa Rzeczpospolita istniała w osobie prezydenta poza jej granicami, aż do 1990 roku, gdy legalny prezydent Rzeczpospolitej Polskiej – Ryszard Kaczorowski, mógł przekazać insygnia władzy legalnemu prezydentowi Rzeczpospolitej Polskiej – Lechowi Wałęsie w historycznej siedzibie, także podniesionej z ruin wysiłkiem narodu, na Zamku Królewskim w Warszawie.

Wyszukaj na stronie

Anuluj wyszukiwanie